Witam wszystkich zmotoryzowanych. W sobotę byłem na uczelni. Autko dowiozło mnie jak zawsze z Tychów do Gliwic bez żadnych problemów. Po zajęciach wsiadam, odpalam - bez zająknięcia. Śnieg i niska temperatura nie wystraszyły Cienkiego. Jadę. Jest dziwnie, czuję, że samochód osiąga ~połowę swojej mocy. Gaz do deski, bo za mną kierowcy się niecierpliwią, a na "blacie" zaledwie 30km/h. Wjeżdżam na rondo a samochód gaśnie. No pięknie. Udaje mi się zjechać z ronda, staję na chodniku, otwieram maskę (silnik odpalony, na ssaniu nie zgasł od razu) a tam iskry z przewodów zapłonowych. Na szczęście udało mi się go zagrzać, i dojechałem do Tychów bez żadnych przygód. W niedzielę dojechałem do Gliwic i z powrotem bez problemu, ale grzanie silnika kosztowało mnie sporo paliwa.. nie wiem jak to będzie zimą przy mrozie -20st. Zobaczymy. Dzisiaj (poniedziałek) przewody wymieniłem, lecz na rozgrzanym już silniku. Przed chwilą zszedłem zerknąć jak Cienki odpala i zapalił "od kopa", szkoda tylko, że zaraz potem zgasł, ale z tego co czytałem, każda zimna 700 gaśnie jeżeli nie trzymamy obrotów
Mam tylko nadzieję, że jutro do pracy dojadę bez żadnych przygód.
Koszt przewodów na szczęście śmiesznie niski - komplet kosztował mnie 16zł.

W planach zakup felg i opon zimowych, gdyż jeszcze jeżdżę na letnich. O tym też będzie wpis, gdyż przede mną ciężki wybór
Pozdrawiam.