Jakiś czas temu zdarzył mi się nieprzyjemny przypadek - wjeżdżając po ciemku na cudzą posesję zarysowałem nieco tylny błotnik mojej gwiazdy. Uszkodzenie było na tyle poważne, że należało przeprowadzić naprawę lakierniczą. Pomimo, że posiadam AC wahałem się, czy to wypada takie pierdoły zgłaszać, jednak przemogłem się. Po pewnych perypetiach udało mi się umówić na oględziny w pewnym serwisie, miła pani pomogła mi wypełnić kwity, zrobiła zdjęcia i stwierdziła, że zadzwoni. Następnie wybuchła epidemia i tak sobie jeździłem i jeździłem.. po około dwóch miesiącach zaniepokojony, czy aby wirus nie wybił do nogi obsługi mojej szkody napisałem nieśmiało do ubezpieczyciela. po wymianie wiadomości, kiedy okazało się, że moja Astra nie dość, że jest w leasingu, to jeszcze jest samochodem ciężarowym, w dodatku z innego województwa, email zamilkł. Odczekałem cierpliwie kilka dni, postanowiłem uderzyć z flanki, czyli do serwisu. W serwisie po wysłuchaniu mej przypowieści zapadło zakłopotanie, różne panie przełączały mnie, aż dotarłem do samego pana kierownika. Okazało się, że zdjęcia gdzieś przepadły, ale na szczęście kwity pozostały. Koniec końców - auto zostało naprawione, a mnie pozostała pomiędzy innymi i ta nauczka, aby jednak bardziej kontrolować, nawet to, co wydaje się na pozór profesjonalne.