W piątek po dwóch godzinach snu przez EURO o 3.45 ruszyłem wraz z moim hinduskim wozicielem w stronę Ustki. Trasa prawie pusta w tych godzinach, więc jeszcze przed 7-mą usiadłem przy zlotowym stole(niestety sam, bo nikogo jeszcze nie było), zerwałem pierwszą zawleczkę i zadzwoniłem do organizatora Bartka. Oczywiście go obudziłem, ale wyszeptał, że zaraz będzie. Zjawił się na koniec drugiego browarka(jak to człowieka po podróży suszy, chyba od tego pędu). Powitanie, chwila rozmowy i dołącza do nas Asiaczek z córką(jak się okazało ulubienicą wszystkich zlotowiczów). Po tym, worek z przybyszami się rozsypał. Na początek trzeba było zrobić zakupy na cały dzień, więc wsiedliśmy do Białej Lady z Bartkiem za kółkiem i tak powstał pierwszy mój film zlotowy. Zobaczysz go tu:



Później weszliśmy na takie obroty, że trzeba było zrobić spacer na uspokojenie(zdjęcia poniżej).
Najwięcej nas było w sobotę, co zresztą zobaczycie. Wybraliśmy się na piechotę na plażę zachodnią, a to dystans dla maratończyków. Na szczęście Maciek spóźniony przyjechał tam samochodem i się jako trójka filmowców z nim zabraliśmy na powrót. Mój film z powrotu zobaczycie tu:



Po zajechaniu na bazę zlotu wszyscy zabrali się za przygotowanie jedzonka(Ci co musieli-ha ha)
Przygotowania do jedzonka zobaczycie tu:



Spotkanie z Wami w Ustce było naprawdę super( incydent już wyrzuciłem z pamięci, bo wspominać lubię tylko najfajniejsze chwile). Trzeba to będzie kiedyś powtórzyć.

No tak ja się pochwaliłem fajną zabawą, ale teraz trochę o "hindusie", bo to jego zasługa, że byłem z Wami. Jak zwykle żadnych brzydkich niespodzianek nie było, ale Tata się postarał i pobił zeszłoroczny rekord spalania. New Record: 7,58l/100km gazu.

Zapomniałem, niestety jeden błąd "hindusa" był. Pojechał ciut za szybko i "pan fotograf" strzelił nam fotkę z flesza. To będą moje pierwsze w życiu punkty karne(tylko 2), oraz pierwszy mandat za prędkość, ale raz - nie zawsze.