Jako że jestem zapalonym Jasiem-wędrowniczkiem, a każdy wolny czas poświęcam na wyjazdy w góry, ostatnie ferie postanowiłem spędzić dla odmiany na chodzeniu,a nie jeżdżeniu (na nartach) po górach
Tym razem padło na Beskidy- zrobiłem sobie odpoczynek od Tatr i śmignąłem w "pagórki", bo jak inaczej nazwać góry ze szczytami po 1200-1400m.n.p.m?
Moje obawy budził zalegający na drogach w górach śnieg (a na szlak jakoś dojechać trzeba)- wyrobione były tylko koleiny. Tam gdzie dojeżdżają PKSy jest ok- biało, ale równo, tam gdzie już ich nie ma- jest ciężko! Ale Golfik sprawował się wyśmienicie- dojechał wszędzie gdzie chcieliśmy, nie było problemów z odpalaniem, z otwieraniem drzwi (wcześniej przesmarowałem wszystkie uszczelki silikonem)- generalnie po raz kolejny pokazał, że NIE MOGĘ go sprzedać- nie dostarcza mi (niezmiennie już od ponad 2,5 roku) ku temu żadnych powodów. W dwie osoby na 10dni spokojnie się spakowaliśmy, komfortowo dojechaliśmy i cali wróciliśmy- bez żadnych drogowych przygód! Po raz kolejny- spisał się na medal- nie wiem czy potrafiłbym tak zaufać mojemu Corrado...
Zaskoczony jestem też średnim spalaniem- na Katowickiej wynosiło ono 7litrów, aby po całym wyjeździe i górskich przejażdżkach skoczyć do średniej 8,1, a dodam, że kilka razy bylem w Żywcu i Bielsku!

Tak więc po kilku umysłowych perypetiach: sprzedać- nie sprzedać, wybór jest prosty Auto odwdzięcza się, za te godziny i dni przy nim spędzane tym co najważniejsze- BEZAWARYJNOŚCIĄ!

Został pochwalony nawet przez moją "żonkę"- co bardzo rzadko się zdarza (tu pragnę Jej podziękować za wspólne wojaże