Na nic zdały się zapewnienia pana, od którego kupiłem auto, że "turbina jest wymieniona i nic się nie powinno dziać". Zgodnie z opinią Internetu, że silnik 1.9 dCi i jego turbina to niezbyt zgodne małżeństwo, po 5 miesięcach i 7 tys. km turbina postanowiła nieprzyjemnym szuraniem przypomnieć o swoim istnieniu. Co gorsza, stało się to w połowie drogi z Krakowa do Zielonej Góry, przez co reszta drogi do domu przyprawiła mnie pewnie o kilka nowych wrzodów na żołądku. Na szczęście (wiadomo, kto je ma) dojechaliśmy szczęśliwie i następnego dnia odprowadziłem auto do renuwka.pl w celu zdiagnozowania brzydkiego dźwięku. Arytmetyka serwisowa: 500 zł za demontaż/montaż turbo, wyczyszczenie okolic z cieknącego oleju i wymianę jakichś uszczelek + 400 zł za naprawę turbosprężarki (były "jakieś luzy" i "jakaś nieszczelność") + 150 zł za wymianę oleju, która w takich przypadkach jest ponoć obowiązkowa. Turbo znowu wróciło do wesołego pogwizdywania. Mam tylko nadzieję, że te 1050 zł wystarczy na dłużej niż następne 5 miesięcy.

Tak poza tym to same dobre wiadomości - z ZG do Krakowa dojechaliśmy spalając 6,6 litra na 100 km przy prędkości na tempomacie 110 km/h. Wracaliśmy trochę szybciej - przy prędkości 150 km/h spalanie wyniosło 8,9 litra na 100 km. Wiem, że to nie jest 6,5 litra w Mondeo, ale za to z tyłu na częściowo rozłożonych siedzeniach kimały sobie w miarę wygodnie dwie dorosłe dziewczyny a pomiędzy nimi (środkowe siedzenie wyjęte) stał kupiony od znajomego w Krakowie piękny rower Merida Classic 263, z dużą kierownicą, wcale nie złożony. W Mondeo by się to jednak nie zmieściło.