Jeździłem już moim Jimnikiem po trudnym górskim terenie, bo bezdrożach Beskidu Wyspowego, i wyprawa w te same okolice w minioną sobotę wydawała się bułką z masłem. Wszystko szło jak trzeba, przedzieranie się przez krzaki, wjazdy bezdrożami pod górę, nawet 100 metrowy odcinek prowadzący przez koryto górskiej rzeki/potoku. Ale problemem okazał się szron i mnóstwo liści które sprawiły, że w drodze powrotnej, kiedy jechałem z góry, zsunąłem się w koleiny wyżłobione przez traktory. I mój mały bzyk się zawiesił - cały, i z przodu, i z tyłu, i to jeszcze na skraju wąwozu, przez co odkopywanie z jednej strony było bardzo trudne.. po 160 minutach kopania saperką, potem łopatą i rąbania drogi siekierą, podnoszenia samochodu na drągu i podnośnikiem, udało się pokonać przeszkodę, przekopać górski trakt z gliny i kamieni. Wniosek: zawsze trzeba mieć w bagażniku toporek i porządną łopatę, a także przynajmniej 2 deski.