Jak pisałem wcześniej, tak też się stało. Chłodnica wymieniona i wszystko działa sprawnie. Będąc osobą w większości czasu towarzyszącą przy wymianie utwierdziłem się w przekonaniu, że po pierwsze sam bym to zrobił, ale nie w warunkach jakimi dysponuję (a w zasadzie jakie powinny być, a jakich nie mam...dach nad głową i przede wszystkim podnośnik)Poniższe zdjęcia pokazują jak (niestety) dużo trzeba zdemontować, aby wyjąć chłodnicę, która nie jest nawet przykręcona, a jedynie osadzona u góry i na dole za pomocą wypustów. Zderzak, lampy, chłodnica klimy i intercooler poszły out z auta, aby można było po odpięciu spinek szybkozłączy i odkręceniu dolnej belki wysunąć starą chłodnicę. Ciekła jednak sporo, a więc jej czas się skończył. Nie piszę o odpinaniu niezbędnych złączy elektrycznych, bo to oczywiste jest. Wentylator chłodnicy zamocowany jest do jej korpusu na dwóch łapach wsuwanych i dwiema śrubami. Aha...oczywiście koniecznym było zdemontowanie wszystkich części dolnej osłony silnika i obu plastikowych nadkoli. Bardzo fajnym rozwiązaniem są szybkozłącza na dolocie i odlocie cieczy...po jednej zawleczce i wszystko daje się zdjąć. Nie ma problemu z ew. przeciekami po ponownym montażu (ze względu na stwardniałą gumę węży)Jako, że nowa chłodnica jest zamiennikiem, to osadzenie wentylatora wymagało drobnych korekt, ale od czego głowa i ręce. Zrobione. Montaż powrotny już szybciej, choć też zajął z półtorej godziny. Odpowietrzenie, to bułka z masłem...jeden korek na chłodnicy i jeden na dolocie do nagrzewnicy. Ewentualne małe bąbelki, uciekają samoistnie, bo zb. wyrównawczy jest najwyżej położony elementem układu chłodzenia. Ufff. już po wszystkim.