Gdyby znacznie więcej ludzi jeździło dodżami, nie byłoby wojen, bo ludzie nie mieliby na nie czasu. Z drugiej strony - gdyby wielu ludzi jeździło dodżami, to dodże przestałyby być sobą.
Patrzę na ulicę i wyławiam braci. Ostatnio widziałem fajnego białego Calibra z czarnymi alufelgami, widziałem czerwonego Nitro z zachwyconym niskim facecikiem w środku, poważnego Journey ze starszym państwem o poważnych twarzach, oraz starego Durango, którym siedział hipisowaty gość w średnim wieku. Jakiś czas temu widziałem maleńką kobietę w azjatyckim typie pakującą zakupy z wózka do Magnuma. W mrokach bagażnika znikały paczki i wydawało się, że można tam zmieścić jeszcze 4 pełne wózki. No i na światłach stanąłem przy RAM-ie. Za kierownicą siedział facet z wąsami, w kapeluszu, ze wzrokiem utkwionym w dal. Prawdę mówiąc, trochę dziwny. No, ale jaki miał być, skoro wybrał RAM-a?
Zagrożeniem dla pokoju światowego wydaje mi się to, że Journey podobno teraz nazywa się Fiat Freemont. Do czego to dojdzie? Może pojawi się Fiat Batterer, Fiat Testinger, Fiat Ave Maria?
Sfrustrowani ludzie porzucą samochody, chwycą za konsole PS i zaczną ze sobą walczyć. Może nawet kupią sobie karty miejskie, albo - strach wypowiedzieć - wsiądą na rowery i będą głosować za strefą-30??????? Depresja i melancholia zawładną światem.
Mógłbym tak dalej, ale żona każe mi wyjśc z psem...