No i stało się. Od dziś Mesiek formalnie nie istnieje, lecz przetrwa jeszcze długo w pamięci i jako części do innych MB....

Miał doczekać lepszych czasów, ale niestety Jego powypadkowa przeszłość z każdym rokiem bardziej dawała o sobie znać - rdza, rdza i jeszcze więcej rdzy. Przyszedł w końcu czas na męską decyzję, dodatkowo umotywowany kończącym się OC i przeterminowanym przeglądem.

Na początku Mesiek nie był zbyt skory do odpalenia (czujnik położenia wybieraka trybu jazdy), więc pierwszą część wycieczki (do kompresora) odbył dzięki potężnej, wyrywającej asfalt mocy 60 KM produkowanych przez jakże zrywny motor Space Cadeta. Na stacji stwierdziłem, że nie zaszkodzi spróbować i... Mesiek ożył! Więc ostatnią swoją podróż de facto pokonał o własnych siłach, w obstawie rzeczonego Opla.

Na pamiątkę zostawiłem sobie emblemat z kierownicy

Niestety na stacji demontażu nie zdążyłem cyknąć fotek, auto w tempie ekspresowym poszło do rozbiórki...

PS - wielkie dzięki dla Komtura, właściciela Space Cadeta, za pomoc w odbyciu ostatniej podróży Meśka!