Dzisiaj rano po odwiezieniu żony do pracy wyskoczyłem na chwilkę do sklepu i po powrocie zonk. Samochód odpala ale za chulere nie da się wrzucić żadnego biegu. Kombinowałem z wajchą z 10 minut, już miałem najczarniejsze scenariusze z lawetą w roli głównej i nagle przyszedł mi do głowy pomysł cofnąć kluczyk o jedną pozycję. Udało się przełączyć z P na N i na N odpalić samochód, później D i pojechał do domu. W domu krótkie oględziny i okazuje się brak świateł STOP. Bezpieczniki do przeglądu ... okazały się w porządku. Miernik w łapę i szukanie przyczyny, na bezpieczniku prądu brak, pierwszy podejrzany włącznik przy pedale hamulca okazał się bardzo dobrym tropem Ukruszył się i sobie wisiał brązowy kabelek plusowy przy włączniku. Kawałek nowego kabelka, trochę cyny,koszulka termokurczliwa i światła wróciły do życia.
Pieroła a już się od wszystkich z rodziny nasłuchałem że grat i ciągle się psuje
Tak że amerykance wykombinowali że bez świateł stop nie ma jazy.
Dla potomnych gdyby się przytrafiła podobna sytuacja to kluczyk z pozycji zapłon cofnąć o jedno położenie, przestawić biegi na N odpalić i można awaryjnie bez stopu do domu dojechać pamiętając o tym by nie przełączać się na postoju na P.

Swoją drogą to mogli by to napisać w instrukcji

PS. zdjęć brak bo robione na bieżąco zaraz po przyjeździe