Jakiś czas temu, gdzieś w lipcy chyba 2004 roku udało mi się ustrzelić w okolicach Międzyrzecza w lubuskiem małą sarenkę. Warunki drogowe były raczej dobre, choć padał lekki deszczyk, więc nie jechałem za szybko, może z 70kmh. I chyba dobrze się stało, bo inaczej straty mogłyby być znacznie cięższe. Sarenka nie dała mi najmniejszych szans na hamowanie - wyskoczyła z przydrożnego rowu tak, że zgarnąłem ją zanim dotknęła ziemi.
Po wizycie na lokalnym szrocie i zakupie potrzebnych części, przy użyciu dostępnych w bagażniku części w 2-3 godziny poskładałem golfa w całość nadającą się do powrotu do domu.
Niestety, ta kolizja pozbawiła mnie wszelkiej motywacji do dalszego poprawiania wyglądu auta - chyba doszedłem wtedy do wniosku, że to nie ma sensu, bo końca nigdy...

PS. Sarenka wypadek przeżyła i dała nogę, choć pewnie obrażenia wewnętrzne i tak ją wykończyły gdzieś pod lasem.