Dziś w luznej rozmowie z sąsiadem dowiedziałem się, że jego syn zapisał się właśnie na kurs prawa jazdy kat. B. Dumny po pierwszych wykładach kupił w ośrodku, gdzie odbywa kurs materiały edukacyjne (taki zestaw: kodeks drogowy,płytka CD z pytaniami, książki z zestawem pytań egzaminacyjnych i jakiś notatnik).
Mając okazję postanowiłem przejrzeć pobieżnie pytania zawarte w ów książce i .... narobiłem stresu młodemu sąsiadowi. Ale do rzeczy:analizując jedno z pytań doptyczących drogi hamowania, zgodnie z zamieszczonymi na odwrocie odpowiedziami wynikało, iż droga hamowania na nawierzchni oblodzonej jest krótsza niż na nawierzchni mokrej:D Myślę sobie niezłe kwiatki, pokazuję to sąsiadowi fakt, jakby troszkę dziwne:D
Parę godzin póżniej spotkałem go na parkingu, mówi że był już wtej sprawie w OSK. Właściciel - mimo iż tylko pośredniczył w sprzedaży- od razu się zajął sprawą. Zwrócił mu pieniądze, pani z biura kazał obdzwonić wszystkich z nowej grupy którzy dostali te materiały żeby się wstrzymali z nauką, sam pojechał do wydawnictwa w którym kupił materiały. Inny instruktor z ciekawości wziął ten zestaw po pracy ze sobą, do szczegółowej analizu w domu czy są jeszcze jakieś błędy...
Co o tym myślicie? W sumie nie winiłbym właściciela ośrodka - nie on to drukował i wydawał, a po ujawnieniu problemu zajął się sprawą od razu, ale niesmak pozostaje. Czy ktoś w ogóle sprawdza takie zestawy pytań? No, ale znając cwaniactwo niektórych przedsiębiorców w razie jakiejkolwiek kontroli powoływali by się na naruszenie swobody działalności gospodarczej...