Witam

Nawiązując do niedawnego wypadku polskiego autokaru na Słowacji, gdzie kierowca nie chcąc uderzyć w samochód, który jechał przed nim i zaczął skręcać, wpadł do rowu, chciałbym opisać swoją, całkiem podobną historię. Nie chcę się tutaj rozwodzić na temat winnych, bo niezachowaniem należytej odległości od poprzedzającego pojazdu można wytłumaczyć wiele.

Wracając z weekendu, 03.05.2010 jechałem za Daewoo Tico, w odległości około 50 m. Prędkość to około 70 km/h. W pewnej odległości od poprzedzającego mnie Tico było przejście dla pieszych. Droga z dwoma pasami ruchu w jedną stronę była mokra a w koleinach stała jeszcze woda.
Kiedy do przejścia zbliżyła się grupka osób i zatrzymała się przed przejściem dla pieszych, kierowca Tico zaczął gwałtownie hamować, wpadając nawet w lekki poślizg.
Ja jadąc za nim, nacisnąłem oczywiście na hamulec, ale na szczęście lub nieszczęście zadziałał ABS i mimo hamowania zacząłem się niebezpiecznie szybko zbliżać do Tikacza. Szybkie zerknięcie na lewy pas, wolny, więc skręt i wskakuję na lewy pas ruchu, zatrzymując się na równo z Tico. Piesi, nieco wystraszeni przechodzą przez pasy.
Ciśnienie skoczyło mi o 100%, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Tyle, że przez głupotę kierowcy Tico i nie zachowanie odpowiedniej odległości od poprzedzającego mnie pojazdu mogło być groźnie.
Na szczęście szybko i trafnie podjęta decyzja, wolny lewy pas i reflex uchroniły mnie przez spotkaniem III stopnia z Tico.
Przyznaję, że chyba częściej muszę włączać zasadę niezaufania do innych kierowców, bo jak widać, na drodze trzeba liczyć tylko i wyłącznie na siebie .