Wpis w blogu auta
Yugo Koral
Dodano: 12 lat temu
Blog odwiedzono 994 razy
Data wydarzenia: 16.03.2013
Yugotrip - Bałkany 4,1 tys. km
Kategoria: podróż
Rozpoczęliśmy od Budapesztu, następnie przez Belgrad, Skopje, Ohrid, Tirana, Podgorica, Żabljak, Sarajewo, Split, Zadar, Zagrzeb i powrót do Wrocławia
4,1 tys. km, średnie spalanie LPG 7,6 l, w większości drogi lokalne, rzadziej autostrady.
O Budapeszcie raczej nie ma sensu pisać. Yugo zawitało do tego miasta już drugi raz i w sumie nic się od tej pory nie zmieniło. Dalej ładnie. Jechaliśmy z pominięciem autostrad: z Wrocławia na Opole drogą 94, następnie przez Racibórz, przejście graniczne w Cieszynie, Żylina, na południe drogą R3 prosto do Esztergomu na Węgrzech i dalej do Budapesztu.
Wyjazd po północy i spokojnym tempem o 12 byliśmy w stolicy Węgier, robiąc oczywiście postój przy bazylice w Esztergomie wcześniej i z podziwianiem zamku w Wyszehradzie.
Następnie drogami lokalnymi udaliśmy się do Belgradu z postojem w Novi Sad w Serbii, gdzie stoi ładna twierdza z widokiem na wszystkie strony świata.
Wjeżdżając do Serbii pokazałem tylko paszport, nikt się nie pytał nawet o dokumenty auta czy Zieloną Kartę. Po przekroczeniu granicy niesamowity widok wielu aut marki Yugo
Belgrad w sumie nie zachwycił, ot duże miasto które już dawno nie pamięta bombardowań. Nie ma żadnych śladów że nie tak dawno NATO prowadziło bombardowania.
Z Belgradu udaliśmy się już autostradą do miasta Kragujewac, gdzie mieściła się fabryka Zastavy i skąd pochodzi Yugo
Następnie udaliśmy się do Macedonii do Skopje. Tutaj na granicy musieliśmy już pokazać dokumenty auta i Zieloną Kartę. Wszystko poszło sprawnie. Pogranicznicy bardzo mili, żartowali sobie, okazało się że jeden nawet sam jeździ Yugo, tylko w wersji 45
Macedonia to już zupełnie inny kraj, bardzie zielono w górach, bardziej slamsowato w stolicy. Nocleg w hostelu w pierwszej chwili wyglądał jak nocleg w slumsie, na szczęście było o niebo lepiej. Samo miasto jest w trakcie wielu remontów na jakiś event 2014, ale mimo tego bardzo ładne, mnóstwo pomników, ładnych budynków, itp.
Dalej pojechaliśmy na południe do miejscowości Ohrid nad jeziorem o tej samej nazwie. Piękne jezioro, stare miasteczko wyglądające jak jakaś włoska wypoczynkowa mieścina. W sezonie można pływać, plażować, wyjść w góry a nocleg w sezonie to koszt poniżej 10 euro. Szkoda że trochę daleko
Następnym celem naszej podróży była Tirana, stolica Albanii. O tym państwie to można by całą książkę opisać, bo mają najładniejsze góry i widoki, ale przy granicy Macedońsko-Albańskiej chyba nikt nie pracuje bo ludzie snują się po ulicach, a przy drogach można kupić tylko felgi to aut. Ale dalej w głąb kraju sytuacja wygląda już dużo lepiej i można spokojnie delektować się widoczkami. Przed samą Tiraną drogi są w coraz gorszym stanie, prawdopodobnie przez ciężarówki które jeżdżą na budowę, jak się domyślam, autostrady.
W jedną dziurę wpadłem i do końca całego wyjazdu jazdę uprzykrzało nam wycie łożyska z jednego z kół...
Tirana nie jest dużym miastem z wielką historią. W sumie to niewiele można zwiedzić. Rakija nadrabiała braki
Ciekawe jest to, że ponad połowa samochodów w Albanii to Mercedesy, zarówno stare jak i nowe. Poza tym jeżdżą jeszcze Volkswageny i trochę innych zachodnich aut. W porównaniu do tego jak wygląda życie mieszkańców, to samochodami jeżdżą dużo lepszymi niż w Serbii lub Macedonii, chociaż kraj wygląda dużo biedniej. Mnóstwo ludzi żyje z wypasu baranów, w jednym miejscu spotkaliśmy luzem pasące się osły, itp.
Zaskakujące jest również to że wszyscy ciągle trąbią, ale nie jak w Warszawie, tylko z uprzejmości żeby ostrzegać innych kierowców o manewrach. Rewelacja.
Na ulicach mnóstwo policji, ale nie jak w Polsce by wlepiać mandaty, ale by kierować ruchem!!!
Z Tirany na północ drogi są w większości dobre, z wyjątkiem mostów które są w fatalnym stanie. Podobnie przejazd przez samo centrum dwóch większych miast okazywał się sporym spowalniaczem, ponieważ zdarzyło się że jakieś 100 m drogi było bez asfaltu, a tylko wysypane kamieniem/ziemią z ogromnymi nierównościami po których idzie się szybciej pieszo niż jedzie autem.
Przejście graniczne pomiędzy Albanią a Czarnogórą było ciekawsze od poprzednich, ponieważ mieliśmy "dog control". Podobno w Albanii łatwo kupić narkotyki, chociaż nie zauważyłem tego na ulicach.
Podgorica, niby stolica Czarnogóry, ale nie ma tam nawet co zwiedzać. Szybka przerwa na obiad i dalej na północ - do Żabljaka.
Żabljak to "mała" górska miejscowość w Parku Narodowym Dormitor, w którym leży największy kanion w Europie. Niemałym zaskoczeniem były dla nas ogromne zaspy śniegu, oraz że jedna z głównych dróg którą chcieliśmy wyjeżdżać - była nieprzejezdna. W sumie to jej w ogóle nie było, bo leżało 3 m śniegu
Trochę kilometrów musieliśmy nadłożyć by wrócić kilkadziesiąt kilometrów w głąb kraju by dalej udać się do Bośni i Hercegowiny, a dokładniej do Sarajewa.
Po przekroczeniu bośniackiej granicy dopadło nas niemałe przerażenie, jak okazało się że droga od granicy ma może 4 m szerokości, a trzeba się mijać nawet z autokarami. Na szczęście było to tylko kilkanaście km i później krajobraz zmienił się nie do poznania. Bośnia moim zdaniem jest bardzo podobna do Polskie, a Sarajewo do dużego europejskiego miasta.
Przy planowaniu dróg nie należy patrzeć na mapy google, bo tak w zasadzie google nie ma żadnych map Bośni. Ja zaopatrzyłem się wcześniej w mapy wektorowe na tablecie które umożliwiły nam planowanie przejazdu.
Miasto bardzo ładne, dużo się dzieje, dużo do zwiedzania, niesamowity klimat. Mogę śmiało powiedzieć że było to odkrycie całego wyjazdu i najbardziej pozytywne zaskoczenie. Tutaj jest już Europa!
Tutaj też mieliśmy pierwszą kontrolę policyjną. Chyba za szybko wszedłem w zakręt, a drogi były trochę śliskie (koło 2 stopni C), ale pan policjant tylko powiedział "Polako, easy, easy" i puścił nas dalej. Szkoda że u nas kontakt z drogówką tak nie wygląda.
Z Sarajewa udaliśmy się do Chorwacji do Splitu, drogami których wg. google maps nie ma, a w rzeczywistości są lepsze niż polskie autostrady. Może tylko po jednym pasie, ale jechało się bardzo przyjemnie, a i widoki po prostu niesamowite. Przed granicą Chorwacką wjechaliśmy bardzo wysoko w góry, ale okazało się że nie ma mnóstwa serpentyn jak wszędzie indziej, ale ogromny płaski step ciągnący się co najmniej przez kilkanaście kilometrów, gdzie była normalna uprawa roli i wypasy bydła. Zjazd był długi ale bardzo łagodny i można było spokojnie poruszać się z prędkościami > 100 km/h.
Przejście Bośniacko-Chorwackie było zabawne. Przekraczamy granicę między Bośnią a Chorwację, Serbskim samochodem na polskich tablicach
Tutaj też mieliśmy dokładną kontrolę rzeczy w aucie i wszystkich bagaży, jakbyśmy wyglądali na przemytników. Na szczęście nie czepiali się ilości przewożonego alkoholu
Split to chyba wszystkim znany. Słońce, ciepełko że chodziliśmy w krótkim rękawku, morze, dziewczyny, itp., itd.
Ze Splitu horrendalnie drogą autostradą do Zadaru, tam szybki rekonesans i po stwierdzeniu że o tej porze roku nic tam się nie dzieje szybka droga do Zagrzebia ponownie strasznie drogą autostradą.
Zagrzeb to w sumie na jakieś 3-4 godziny zwiedzania. Więcej to nie ma co tam robić, chyba że mamy do dyspozycji miodową rakiję
Z Zagrzebia już szybki powrót do Wrocławia. Przez Słowenię z pominięciem autostrady, następnie w Austrii autostradą przez Wiedeń i do Brna. A z Brna lokalnymi drogami aż do Wrocka, tak by nie płacić za winietę.
Było super.
Ostatnia aktualizacja: 25.03.2013 21:47:15
Najnowsze blogi
Dodano: 17 dni temu, przez darek-k
Od początku
stuki zaczęły się 2 listopada 2025
doradców na FB i lokalnych co nie miara
podejrzenia padały że to panewki lub
-- rozrząd - przy okazji rozrząd nowy założony
-- wtryski ...
3
komentarze
Dodano: 18 dni temu, przez darek-k
w niedziele 16 listopada 2025 awaria znaleziona, powodem tego pukania metalicznego jest i było koło zamachowe które jest tak skonstruowane że ma trójramienną sprężystą blachę przymocowaną ...
5
komentarzy
Dodano: 19 dni temu, przez giernal
W sierpniowym wpisie wspominałem o zamyśle zmiany samochodu. U mnie zazwyczaj od planów do czynów długa droga, ale tym razem było inaczej.
Po trzech tygodniach od publikacji tekstu ...
44
komentarze
Marki społeczności
Szukaj znajomych

Moje auta
Moje konto
Blogi
Wiadomości
Znajomi
Społeczność
Grupy

Rzeczywiście Yugo jest tam nadal popularne
Wspomnienia zostaną na długo. Tylko pozazdrościć odwagi/uporu, że dałeś radę
Sporo fotek, to gratka dla pozostałych czytelników.
Też się zgadzam z przedmówcami, że to powinien być DD
Wyprawa wcale nie gorsza ale auto podziwiam. Nie pierwsza wyprawa każda po kilka tys. km i nie wachasz się nim jechać
Dlaczego nie DD?
Bazylika w Esztergom
Zamek w Wyszehradzie
Kawałek dalej Szentendre
No ale samochód zapewne dbany od nowości i ma tylko 140 tys. km.
A ja marze o podróży z Polski przez Pragę do wybrzeża Włoch, dalej do Monaco, kawałek Francji, Nicea, powrót przez Genewę na północ Niemiec. Razem ponad 3 tys.km
No ale w dzień można jechać z 5-6 godzin, reszta to na odpoczynek i zwiedzanie a nocą trzeba odespać zmęczenie