To był jeden z tych "pracowitych weekendów". A wcale taki nie miał być. Zaplanowałem sobie firmowy piknik (pojechałem moją skodzianą), potem gorące źródła we Mszczonowie (tutaj prowadziłem Corsę C 2005 1.3 CDTI). Mój samochód to mój samochód, jeździ mi się nim super. Corsa też jest bardzo przystępna, chociaż brakuje jej siły w heblach i mocy (no ale 1.3 to nie 1.9 . Jedyne co oceniałem w niej lepiej to wspomaganie (kierownica chodzi leciuśko). Potem ewentualnie miałem pożyczyć samochód teścia i udać się do domu po mój złomocykl. Tak też zrobiłem, wziąłem samochód spod Grodziska Maz. (Opel Astra G 1998 Combi 1.7 DTL) i pojechałem do Owczarni(k. Podkowy Leśnej) po przyczepkę. Ople zawsze kojarzyły mi się z dynamiką, tym bardziej po jeździe Corsą. No ale niestety, Astra okazała się mułowatym "kopciuszkiem" (słowotwórstwo w związku z olbrzymim kopceniem). Na Owczarni jednak okazało się że z okolic bloku silnika mocnym strumieniem ucieka ropa. Było cimno i nie było nic widać więc zrezygnowałem z naprawy i byłem zmuszony pożyczyć od dziadków kobity Seicento... Seicento niby ze wspomaganiem, prowadziła moja kobita. I ona, mając 10x więcej doświadczenia w jeździe i więcej rozumu, ledwo mieściła się w pasach, żeby nie powiedzieć w drodze! Jakoś dojechaliśmy z powrotem do Makówki i poczekaliśmy do dnia drugiego. Z rana, dnia drugiego, teściu pojechał naprawić Astę i przywieźć przyczepkę. Więc tak oto, Wiesław Wspaniały znów ruszył w podróż Astrą. Tym razem bez przygód, poza chmurą czarnego dymu za mną. Motocykl załadowałem (po pół godziny kombinowania z pasami) i ruszyłem znów w drogę powrotną, cały czas jadąc bardzo, bardzo wolno (70-80 Katowicką - Astra boi się większych prędkości, nie ma ochoty przyspieszać). Dojechałem, zrzuciłem moto, przesiadka do Corsy - "Ooo jak to przyspiesza!" i na pociąg. Dojechałem do domu, wsiadłem do Skody i olśnienie - TO JEŹDZI JAK DIABEŁŁŁŁ! :D Więc suma sumarum (wiem, strasznie długie) - wszędzie dobrze, ale w Skodzie najlepiej!