Bry.

Naszła mnie chęć odwiedzenia wspomnianej imprezy - krakowskiego Tuning Show. Po lekturze planu dnia wydawało się to atrakcyjną wycieczką, wartą wydania 20 zł za wstęp. Niestety pasowała mi tylko sobota, a impreza miała się lepiej rozkręcić drugiego dnia, także był to prawdopodobnie przedsmak dnia jutrzejszego.

Impreza wydawała się skromniejsza niż w zeszłym roku, ale mimo to niecodziennie można spotkać w jednym miejscu tyle ciekawych pojazdów. Mówię pojazdów, bo oprócz oczywistych samochodów było też parę motocykli i... zdalnie sterowane samochodziki przygotowane do driftu. Wyglądało to naprawdę ciekawie. Przygotowany w hali tor był bardzo kręty, a te małe szatanki nieźle zasuwały poślizgami po wyznaczonej trasie. Uśmiech od razu pojawia się twarzy na taki widok.

Jeśli chodzi o pełnowymiarowe bryki to było kilka naprawdę przyciągających wzrok. Mnie najbardziej przypadły do gustu dwa: krwistoczerwony nissan 350Z i grafitowe mitsubishi evo V lub VI (nie jestem specjalistą w temacie). Znalazła się też ciekawa fabia na ogromnych kołach z... porsche.

Z "ruchomych" atrakcji można było zobaczyć popisy grupki zapaleńców na motorach, pokazowy przejazd wyścigowego ferrari F355 challenge z czerwonogłowym w roli pilota-gwiazdy i w końcu pokaz driftu w wykonaniu krakowskiej ekipy D1KRK i i jednego pana w błękitnym S13.
Było więc na co popatrzyć, panowie ładnie chodzili bokami, tylko było im chyba za ciasno. Niestety tereny targowe w Krakowie słabo nadają się na takie pokazy, chociaż kierowcy dawali radę i wykazali się niezwykłą precyzją w prowadzeniu swoich maszynek.

Mnie impreza się podobała. Sporo do obejrzenia. Widać, że zmienia się podejście do tuningu (in plus wg mnie - kilka naprawdę poważnych aut, a mniej "śmieć-tuningu"). I ten zapach palonej gumy... Miodzio!

Dorzuciłem filmiki do kompletu.