Tak jak w temacie. Stanął i stał prawie dwa tygodnie. Kiedyś bym się cieszył, ale teraz... Od początku - jadę se z synkiem do szpitala. Ruszam ze świateł i na jednym z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w Chorzowie - Dąbrowskiego z Hajducką mi stanął i ani myśli ruszyć. Zablokowało tramwaje i ruch samochodowy. Sam nie potrafiłem autka zepchnać bo pod górkę było, na szczęście zlitował się nade mną przechodzień i pomógł. Kilkukrotne próby odpalenia nie przyniosły skutku. Telefon po lawetę (po załatwieniu szpitala) i do mechanika. Szybka diagnoza wykazała całkowity brak kompresji w silniku. Dla mnie brzmi strasznie. Tak jak usuniecie jąder. Ale się nie znam, wiec zostawiam autko i czekam..., czekam... Telefon - roz...ało rozrząd i głowicę. No cóż może usunięcie jąder nie byloby takie straszne. Mówię naprawiajcie. Dzisiaj odebrałem auto - wymieniony rozrząd, pompa wody, olej, głowica - zawory pogięte (12 zaworów z 16 zniszczone), uszczelki kolektorów, uszczelka głowicy i kilka innych elementów... Koszt - 2710 zł. Idę oddać nerkę, mam ich trzy albo cztery więc jednej nie będzie brakować...
Dlaczego tak się stało - poprzedni właściciel (moja kochana ciocia) autko zawsze naprawiała w ASO. Trzy lata temu rozrząd też. Niestety przy wymianie jakiś osioł zagiął taką blaszkę na kole zębatym wałka rozrządu przy pasku rozrządu. Blaszka w końcu się urwała i rozwaliła resztę...
Pozdrawiam