W zeszłym tygodniu wymieniłem w autku opony na zimowe. Oczywiście nie obyło się bez draki Przyjechałem do pobliskiego wulkanizatora i po konsultacji znaleźliśmy komplet zimowych opon Dębicy. Był w stanie dobrym i koleś zawołał za nie po 70 dych. Po negocjacjach, dodam że nieudanych powiedziałem, że się zastanowię i wróciłem do domu. Przyjechałem na drugi dzień. Jak się okazało dwóch opon już nie było, tak samo jak szefa który mnie dzień wcześniej obsługiwał. Był za to chłopaczek który u niego dorabiał i we dwóch znaleźliśmy prawie nowe opony Michelin Alpine. Pytam- Też po 7 dych?- Po7- odpowiedział. Dobra. Opony zamontowane, letnie schowane, chłopak zakłada kołpaki, ja wyciągam gotówkę a tu... szef. Podchodzi do opon i bez dzień dobry mówi że te opony przynajmniej 110 za sztukę. To ja od razu żeby oszczędzić sobie targowania niekorzystnego, mówię że jeśli tak sądzi to niech ściągają je i spowrotem zakładają letnie a ja jadę gdzie indziej bo tu innych dobrych nie widzę. No więc przystał na wcześniejsze warunki. Wina była chłopaczka. Zapytałem wyraźnie po ile. Wyjeżdżając z zakładu zobaczyłem tylko jak szef się wydziera.

Cała historia ma swój morał, bo opony były najpewniej pożałowane i przy pierwszej jeździe po mokrym asfalcie słychać charakterystyczny jak się okazało dla Michelin Alpine świst Następnym razem tak nie poskąpie Obiecuję