Temperatury w poprzednim tygodniu dopiero co szykowały się do nurkowania w okolice -20 ale i tak nawet minimalny mrozek wystarczył by unieruchomić zamki w drzwiach. Niby wiedziałem o takich skłonnościach seatów ale miałem je poczuć na własnej skórze. Na początek drzwi pasażera, otworzyłem ale z zamknięciem były już problemy. Na następny dzień przód solidarnie zastrajkował i do auta pakowałem się przez tylne drzwi. W tym momencie podziękowałem sobie za wybór sedana a nie hatchbacka. Nie załamywałem rąk, poczytałem trochę porad i postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
Pojechałem do pracy, gdzie miałem dostęp do narzędzi i ciepłego schronienia. W razie niepowodzenia mogłem zostawić auto niezamknięte na chronionym terenie. Przewidywałem, że walka z zamkami może potrwać kilka godzin a tyle na -10 nie wytrzymam. Na pierwszy ogień poszła strona kierowcy. Ze zdjęciem boczków nie było problemów i plastikowe klipsy wytrzymały próbę mrozu. Jedyne co ucierpiało to folia izolacyjno-wygłuszająca. Widać że ktoś już kiedyś walczył w tych okolicach. Zamek wyjąłem bez problemów i wziąłem się za jego czyszczenie. Dokładnie wymyłem cały syf i konkretnie potraktowałem całość....zimowym rowerowym smarem do łańcucha. Popracowałem następnie wszystkimi mechanizmami i wystawiłem zamek na próbę mrozu.
W międzyczasie wziąłem się za zamek od strony pasażera. Poszło szybciej niż za pierwszym razem. On także po wypucowaniu i nasmarowaniu wylądował w zamrażalce. Dwie godzinki później zamki nadal działały. Wstawiłem je więc na swoje miejsce i testowałem. Otwieranie, zamykanie, otwieranie, zamykanie i tak kilkanaście razy. Następnie odczekałem z godzinkę i powtórka.
Na następny dzień drzwi otwierały i zamykały się niczym nowe. Zobaczymy czy temperatury w okolicy -20 zmącą mój optymizm.