Dzień zaczął się jak zawsze - mroźnie ale słonko świeciło, domowa stacja meteo pokazała -26 stopni więc można było się troszkę cieplej ubrać. No to godzina 6:50 i idziemy odpalić mondka zaparkowanego jak trzeba w garażu. No i niespodzianka w piękny słoneczny poniedziałek. Rozrusznik zaczyna się ślizgać, rozłącza się i leci na luzie tak jak mu się podoba. Pierwsze co mi przyszło do głowy to to, że ma ciężko przez ten bardzo gęsty olej... po kilkunastu próbach rozpędzenia silnika rozrusznikiem zaskoczył - niczym czołg na wolnych obrotach ale dał radę... To już nie pierwszy raz, od ostatnich kilku dni tak robił z rana. Pomyślałem dość - trzeba gościa zbadać. No to w kanał, komplet kluczy do ręki i w drogę. Wymontowałem przednią poduszkę silnika i wtedy mogłem swobodnie wykręcić rozrusznik - udało się. Wykręcić rozrusznik i nie urwać żadnej śruby która trzymała szesnaście lat to cud i to bez problemów. Rozrusznik trafił na warsztat. Udało mi się go rozebrać bez problemów, na początku były podejrzenia że to bendiks ale jak się okazało to nie było to. tarcza planetarna była pęknięta po obwodzie, kupiłem nową i do tego jeszcze szczotkotrzymacz bo już szczotki prosiły o wymianę. Wszystko pięknie i ładnie, założyłem rozrusznik i dalej to samo ale już nie w takim stopniu jak wcześniej, teraz bardzo rzadko robi tak jak na początku ale chyba to będzie wina silnika że nie chce zaskoczyć...
A może wy macie jakieś przypuszczenia co do tej awarii?