Dzisiaj wyjechałem z parkingu z pracy i coś stukało nieco jakby w podłogę, nieco jakby z silnika. Pomyślałem że może poduszki pod silnikiem bo jestem umówiony na zmianę w przyszłym tygodniu lub napinacz na pasku bo dzwięk taki bliżej nie określony... po przejechaniu kawałka drogi okazało się, że silnik już ciepły i na światłach zapaliła się kontrolka alternatora po czym zaraz znikła. Coś kontrolki szaleją - pomyślałem, po czym na najbliższym parkingu zajrzałem pod maskę... Okazało się że nie ma paska wielorowkowego, który napędza alternator i pompę wody.
Ok, myślę nic się nie dzieje, serwis 1km dalej więc jadę
Zadzwoniłem, umówiłem się i w drogę...
Po drodze jadę i nadal słyszę charakterystyczne tłuczenie się czegoś pod podłogą, w pierwszej chwili pomyślałem że to może tłumik się oderwał, ale po chwili stwierdziłem, że silnik pracuje cichutko i nie słychać wydechu.

W końcu dojechałem do ASO, zaglądam jeszcze raz pod maskę i... nie wierzyłem własnym oczom... Urwała się podstawa alternatora, a sam alternator zwisał zaraz za silnikiem na 1 kablu.

Nowy wspornik kosztuje 150zł + robocizna, przy okazji wymienią mi poduszki pod silnikiem i skrzynią.
Niestety nie mam samochodu przez 2 dni :/