Wczoraj, jadąc po swoją dziewczynę na KEN, ustawiłem się do skrętu w lewo w Herbsta (przy metrze stokłosy). Samochody z przeciwka zatrzymały się a ja ruszam. Samochód mi zgasł - zapomniałem wrzucić jedynki miast dwójki. Odpaliłem szybko (w tym czasie zostałem strąbiony, co skwitowałem wielkim, ogólnym fakiem i darciem ryja) i ruszam. Nagle z prawej strony z bardzo dużą prędkością minęła mnie zielona octavia w kombi. Jakbym nie przyhamował to wbiłby się w mój prawy bok z olbrzymim impetem. A jakby już siedziała tam Kasia? Byłem tak wkurwiony że zacząłem gościa gonić, diabelnie trąbiąc. Gość pewnie mnie zauważył bo z piskiem opon skręcił w pierwszą uliczkę w prawo, gdzie już nie miałem okazji go złapać. Jakbym go dorwał to rozwaliłbym mu samochód jego własnym łbem... Przecież jakby mnie uderzył to pojechałby dalej, skoro uciekał w takiej sytuacji.