Wpis w blogu auta
Volvo 440
Dodano: 13 lat temu
Blog odwiedzono 489 razy
Data wydarzenia: 14.08.2011
Bieszczady 2011
Kategoria: podróż
Do Komańczy dojechaliśmy ok 11, znaleźliśmy miejsce na parking, przepakowaliśmy się i wyruszyliśmy w góry, zostawiając auto na długie pięć dni. Mieliśmy przejść całe Bieszczady czerwonym szlakiem, ale dla mojej dziewczyny była to pierwsza wyprawa w góry (nawet nie z plecakiem, bo wszystkie nasze rzeczy niosłem ja), więc nie wiedzieliśmy dokładnie, jak będziemy iść.
Skierowaliśmy się czerwonym szlakiem w kierunku Jeziorek Duszatyńskich i Chryszczatej. Po ok 2h byliśmy przy ukrytych w leśnej głuszy jeziorkach o trupiej wodzie - nie zachęcały do kąpieli. Po następnej godzinie zdobyliśmy Chryszczatą - mało widowiskowy szczyt ze względu na zalesienie, za to polecam go wszystkim szukającym ciszy i spokoju - od momentu zdobycia szczytu (15) do końca wędrówki spotkaliśmy jedynie żubra. Na ścieżce pełno było też śladów, wyglądających jak odcisk łapy średniej wielkości niedźwiedzia.
Po następnych kilku godzinach marszu zaczęło się szybko ściemniać, a mieliśmy do Cisnej jeszcze kawał drogi - podjęliśmy decyzję o zmianie trasy. Zeszliśmy czarnym szlakiem do Jabłonek,gdzie delikatnie musnęła nas burza - ale ja nawet nie poczułem się mokry. O godzinie 21 byliśmy już zakwaterowani w całkiem przyjemnym schronisku PTSM. Wykończeni, marzyliśmy tylko o kąpieli i spaniu - niestety, burza najwyraźniej pozbawiła okolicę wody. Musieliśmy się zadowolić chusteczkami "wilgotnymi" - swoją drogą, jedną taką chusteczką udało mi się umyć od pasa w gorę tak, że nie czułem się nawet spocony. W warunkach ekstremalnych - polecam ten sposób.
Następnego dnia uznaliśmy, że troszkę odpoczniemy i udaliśmy się do Cisnej, gdzie cały dzień przesiedzieliśmy w barach i restauracjach. Byliśmy także w Siekierezadzie, gdzie jest naprawdę niesamowity klimat do picia - tylko, z kumplami, a nie z dziewczyną
Trzeciego dnia bez auta wyruszyliśmy z Kalnicy na Smerek i Połoninę Wetlińską. Widoki piękne, niestety, turystów też sporo. Zdjęcia wychodziły piękne. Po dojściu do Chatki-Puchatka, jedynego schroniska w Polsce położonego na szczycie - z przyjemnością wypiłem sobie lekko wstrząśniętego Leżajska, przyniesionego razem z całym ekwipunkiem na górę. Zeszliśmy żółtym szlakiem i od razu trafiliśmy na autobus do Ustrzyk Górnych, gdzie zakwaterowaliśmy się w schronisku PTTK "Kremenaros". Nie polecam - brud, syf, przeludnienie, a trochę dalej można znaleźć fajne spanie w domkach w ośrodku rekolekcyjnym. Wieczorem wpadliśmy do Muzeum Turystyki - czynne 2h dziennie - które okazało się naprawdę bardzo interesujące. Jedna z ciekawostek, którą zapamiętałem - Sianki, miejscowość zupełnie wyludniona. W dwudziestoleciu międzywojennym było tam 2tys. miejsc noclegowych, nie licząc kwater prywatnych.
Wieczorem spotkaliśmy się z naszymi współlokatorami, którzy okazali się bardzo przyjemnymi Rzeszowianami. Niestety, uparli się, abym zrobił z nimi 0.7, co skończyło się dla mnie tragicznie - byłem po 5 piwach :/
Następnego dnia poranek był baaardzo ciężki, ale wstałem, ogarnąłem się i wyszliśmy w góry. W planach mieliśmy Połoninę Caryńską i powrót do Ustrzyk, w związku z tym pierwszy raz szedłem bez plecaka - niestety, szło się bardzo kiepsko, żeby nie powiedzieć - beznadziejnie... Pierwszy raz moja lepsza połówka mnie wyprzedzała i popędzała.
Na szczęście, gdy wyszliśmy na połoniny, kac minął a ja odzyskałem siły. Przy zejściu z Połoniny goniła nas burza, co nie przeszkodziło mi zatrzymać się przy źródle, bijącym spod samego szczytu - woda była smakowita. Po zejściu na dół złapaliśmy stopa i wróciliśmy do Ustrzyk.
Ostatniego dnia wędrówki mieliśmy bardzo ambitny plan - z Widełek niebieskim szlakiem wejść na Tarnicę. Udało się, było bardzo przyjemnie - piękne skałki i widoki. Pod Tarnicą, za przełęczą goprowców także było źródełko, lecz wodę trzeba było nabierać z kałuży :/ a nie ze strumyczka, tak wolno ciurkało. Potem zeszliśmy do Wołosatego, autobusem cofnęliśmy się do Ustrzyk i rozpoczęliśmy drogę powrotną - mieliśmy 70km autostopem do Komańczy.
Stopa udało się złapać dość szybko - niestety, tylko do Cisnej. Tam utknęliśmy na ponad godzinę - wieluludzi się zatrzymywało, ale chciali nas podwieźć całe 3km
Zapakowaliśmy się z powrotem do auta i na GPSie wpisaliśmy nasz nowy cel podróży - Myczków, a dokładnie schronisko PTSM. Drogę wybrało nam wręcz fantastyczną - jechaliśmy białą, lokalną, odnowioną dróżką, na której górki były takie, że miałem 100km/h bez dotykania pedału gazu
W Myczkowie straciliśmy sporo czasu przez złe oznakowanie schroniska, za to w samym schronisku czekała nas niespodzianka - było zupełnie puste
Ostatniego dnia wyjazdu, a była to sobota, także mieliśmy bardzo napięty plan - najpierw ja uparłem się, aby zobaczyć pozostałości po wiosce, z której Wojsko Polskie wygnało mieszkańców w latach czterdziestych. Droga tam była długa i uciążliwa - ponad 45 min. pieszo, a potem jakieś bagna, krzaki i strumyki - ale było warto.
Potem, na życzenie mej współtowarzyszki wpadliśmy na tamę w Solinie. Byliśmy tam tylko godzinę - zresztą, chyba dłużej nie ma czego oglądać - bo parking pod tamą kosztował 4zł, a przez niedostatek bankomatów nie mieliśmy więcej gotówki
Następnym punktem było Lesko, a dokładniej charakterystyczna synagoga z wieżą obronną (w której żydzi mieli własne więzienie).
Ostatnim punktem dnia było muzeum na zamku w Sanoku, które koniecznie chciałem pokazać mojej dziewczynie ze względu na niesamowite obrazy Beksińskiego. Po zwiedzeniu także innych wystaw wpadliśmy na obiad (przy piwku... bezalkoholowym) oraz - na basen, który zauważyłem z okna zamku. Ponieważ był otwarty ostatnie pół godziny, pani kasjerka wpuściła nas na jeden bilet - i to w dodatku ulgowy :D Popływałem sobie, ponurkowałem i ochłodziłem się po upalnym dniu. Jednym słowem, byłem gotowy, żeby wsiąść w auto na 5h monotonnej jazdy do Warszawy...
Oprócz dwóch suszarek (na jednej stała zatrzymana 440) na drodze nie działo się nic interesującego. Dopiero od Radomia (w którym trwały przygotowania do jutrzejszego AirShow) zaczęła się porządna droga, na której mogłem rozwinąć normalne prędkości, tj. do 130 (droga szybkiego ruchu).
Bieszczady jeszcze długo będę wspominał - tak pięknej pogody na wyjeździe w góry nie miałem nigdy
Przejdź do komentarzy
Czerwień - pierwszy dzień, zieleń - ostatni dzień.
Martwe jeziorka.
Czerwień - pierwszy dzień. Zieleń - ostatni dzień.
Zejście czarnym szlakiem.
Czarny - dzień przerwy. Niebieski - trzeci dzień.
Siekierazada - w książce jest pełno zupełnie odjechanych opowiadań.
Połonina Wetlińska
Niebieski - trzeci dzień. Żółty- czwarty dzień.
Połonina Wetlińska
Własne piwko (tam kosztuje 10) przy Chatce Puchatka.
Połonina Caryńska
PTTK Kremenaros. Bar mają fajny, ale łóżka - piętrowe i straszne
Niebieski szlak na Tarnicę.
Idzie się szczytem tych skałek po prawej.
Ruiny stajni dworskiej.
Częściowa odbudowana dzwonnica.
Jezioro Solińskie.
Mój ulubiony obraz Beksińskiego.
Odkryty basen w Sanoku
Najnowsze blogi
Dodano: 15 dni temu, przez darek-k
Od początku
stuki zaczęły się 2 listopada 2025
doradców na FB i lokalnych co nie miara
podejrzenia padały że to panewki lub
-- rozrząd - przy okazji rozrząd nowy założony
-- wtryski ...
3
komentarze
Dodano: 16 dni temu, przez darek-k
w niedziele 16 listopada 2025 awaria znaleziona, powodem tego pukania metalicznego jest i było koło zamachowe które jest tak skonstruowane że ma trójramienną sprężystą blachę przymocowaną ...
1
komentarz
Dodano: 17 dni temu, przez giernal
W sierpniowym wpisie wspominałem o zamyśle zmiany samochodu. U mnie zazwyczaj od planów do czynów długa droga, ale tym razem było inaczej.
Po trzech tygodniach od publikacji tekstu ...
44
komentarze
Marki społeczności
Szukaj znajomych

Moje auta
Moje konto
Blogi
Wiadomości
Znajomi
Społeczność
Grupy
