Wracając po 22 z pracy do domu, postanowiłem skoczyć jeszcze zatankować punterę. Wyjechałem ze stacji i na prostej, niewolno, bo jakieś 70km/h, zbliżałem się do skrzyżowania typu "T". Z daleka już było widać jak światło lampy odbija się w nawierzchni- jak zwykle oblodzone. Noga na hamuec i zacząłem zwalniać. Jednak jak wielkie było moje ździwienie kiedy nawet wciśnięcie pedału w podłogę nie przyniosło żadnej reakcji. Pędziłem prosto w las. Oczywiście przepięknie zaakcentowana łacina i ręczny- lekko zadriftowałem ale udało mi się zapanować nad autem. Jakimś cudem, widzac iż zbiżam się niefortunnie do drzewa, dodałem gazu i trafiłem między nie, a znak z nazwą ulicy.
Kiedy emocje nieco opadły wyjechałem i wysiadłem z auta- widocznych uszkodzeń nie stwierdziłem. Przeszedłem się trochę po okolicy czy aby puntera po prostu czegoś nie zgubiła, ale niczego nie zauważyłem. Z reką na ręcznym i migającą kontrolką hamulcy udałem się do domu.
Ogledziny wykazały uszkodzony przewód hamulcowy. Do wymiany także amortyzator przedni prawy. Auto do mechanika, przy okazji wymiana klocków, wcześniej przeze mnie zakupionych.

Koszt 140zł (przewód, płyn, wymiana klocków).